Głodny zamożny II

with Brak komentarzy
To nie będzie wpis o głodzie posiadania więcej. To szukanie odpowiedzi na zadane pytanie, postawione rok wcześniej. Nie wybrzmiało, tylko się schowało. Teraz domaga się odpowiedzi, choć z pewnością jest ich więcej niż jedna, tak jak pytanie ciągnie za sobą kolejne.

Lubię oglądać wywiady z tzw. „ludźmi sukcesu”: artystami, przedsiębiorcami, sportowcami. W każdej z rozmów pada w pewnym momencie zdanie: „…ale nie zawsze tak było”. I w tym momencie słyszymy o bolesnej drodze potknięć i upadków z których trzeba było się podnieść. Jednak niezwykle rzadko wspominamy na czyim ramieniu mogliśmy się wesprzeć i wcale nie dlatego, że nie doceniamy pomocy. My o nią niezwykle rzadko prosimy. Zaciskamy zęby i pięści a potem z ogromnym trudem wstajemy.
Tak samo niechętnie opowiadamy o tym, jak pomogliśmy komuś. Jeśli już ktoś nas pochwali za dobroczynność, raczej powiemy: „ależ ta osoba sobie najwięcej zawdzięcza”.

TAK. Moim zdaniem, to nie jest fałszywa skromność tylko fakt. Jeśli nie damy znać, że potrzebujemy ciepłego słowa, gorącej zupy a nawet wsparcia finansowego – nikt nie ma obowiązku się tego „domyślać”. Tylko upierdliwcy szantażują swoim „trzeba było się domyślić” a w odpowiedzi zyskują tylko opad szczęki.

14 grudnia 2018r. opublikowałam wpis „PUK, PUK – tu głodny zamożny” w którym upierdliwie domagam się domysłów społeczności, w której częściej niż kiedyś spotkasz głodnego „zamożnego”. Dopiero dziś, kiedy po roku czytam jeszcze raz tę swego rodzaju prowokację, widzę że zapomniałam o najważniejszym. To ja sama zamykałam się kiedyś w domu jedząc ziemniaczki w mundurkach twierdząc że je lubię (owszem, tylko wtedy gdy jem je dla smaku, nie z biedy). Siadałam ze swoim wstydem przy stole nie dając po sobie poznać że potrzebuję pomocy. Przecież musiałabym przyznać sama przed sobą, że sobie nie radzę.

Wstyd, żal, lęk są i będą, tak samo jak odwaga, satysfakcja i radość. To część mnie (którą nakarmię, ta urośnie). Dziś nadal nie jest mi łatwo prosić o pomoc, ale już o tym wiem i zmieniam to na tyle, na ile mam gotowość. A najpiękniejsze jest to, że od kiedy się na tę pomoc z zewnątrz otworzyłam – nagle zaczęło mnie otaczać wielu „domyślnych” 🙂

Dziś próbuję odpowiedzieć sobie na pytanie: JAK  a nie „dlaczego” PROSIĆ O POMOC?

I wiesz co? NIE JEST WAŻNE JAK, NAJWAŻNIEJSZE ŻEBY TO ZROBIĆ.

Warto spojrzeć wstydowi, żalowi i lękowi w oczy, wziąć ich pod rękę i pójść do bliskich. Zamiast siedzieć samotnie przy stole warto iść tam, gdzie czekają, choć może sami o tym nie wiedzą.