Ostatki czyli u progu nowego

with Brak komentarzy

drogaPoczątek września. Od dwudziestu lat pierwszy raz nie idę do pracy. Skończyło się. Definitywnie.
Jedno co zostawię to liczenie lat od imienin do imienin. Utrzymam też tradycję aktualizowania mapy na lodówce.

Rozpisywania mapy (rozwoju lub marzeń – jak kto woli) nauczyłam się dopiero kilka lat temu. Świadomego planowania życia również. Co roku moja mapa ma start, metę i co najmniej kilkanaście punktów rozpisanych na kolorowo (czasem nawet ze zdjęciami). Na każdej z nich były do tej pory nazwy miesięcy (nie wszystkie) a pod nimi ważne daty do nawet trzech lat naprzód. Tak jest do dziś i tak będzie. Dlaczego? Bo jest skuteczne.

We wrześniu, kiedy powstała aktualna mapa na najbliższe miesiące nie miałam pojęcia co mnie czeka. Jednak jak zwykle pojawiły się wpisy do września 2017 a nawet meta z datą w odleglejszej przyszłości. Tym razem miałam wielki opór do pisania. Jednak luty 2017 był wyraźnie zaznaczony.

Ale zanim przyszedł luty trzeba było przeżyć październik, potem listopad a w grudniu… wszystko stanęło.
Śmierć zatrzymała czas.
Oddechem kierowały emocje. Wszystko toczyło się obok. Dźwięki wydawały się przytłumione lub za głośne. Uśmiechy gasły. Zima wyciszyła i zamroziła działanie. Życie zdawało się być podtrzymywane tylko rutynowymi nawykami.

Od stycznia trud codzienności ubarwił kurs pisania. Słowo zaczęło mieć wagę. Okazało się, że potrafię posługiwać się nim w nieoczekiwany sposób. Jednak nie odważyłam się umieścić żadnego z nich na mapie, poza tymi zapisanymi wcześniej. Nadal tkwiły tam dwa bijące po oczach cele zapisane we wrześniu 2016. Jeden z nich brzmiał w uszach: „Luty – nowa praca”.

Dziś ostatki. Mam nadzieję, że także ostatki tego trudnego etapu. Brawo Ja. Jutro zacznę nowy rozdział. Nie, nie książki. Zmierzam w nieznane. Kolejny raz zaczynam coś nowego. Z nadzieją na świeżość, życiodajną energię i nowe światło. Nie czekałam na roztopy. Mój żal i gniew rozbił krę. Determinacja panuje nad lękiem. Robię mniejsze i większe kroki – jeden w przód, dwa w tył i znowu trzy do przodu. Idę. Ku nowemu.