A może tak rzucić to wszystko…

with Brak komentarzy
Nigdy przedtem nie rozmawialiśmy, ale kiedy poczułam ciepło jego dłoni wyciągniętej na przywitanie, a w oczach skrywanych za okularami zobaczyłam błysk autentycznego zainteresowania – pomyślałam, że to pierwsze, ale nie ostatnie nasze spotkanie.

Spotkaliśmy się pośród ferii barw kwiatów, w przytulnej, gdyńskiej kawiarni o ciepłej nazwie „Czułe wnętrze”, przy ulicy Abrahama. Właśnie rozpoczęła się moja upragniona podróż do Polski – druga, od kiedy zamieszkałam na wyspie. Tego samego dnia miałam w tym pięknym miejscu poprowadzić spotkanie, na które wybierały się kobiety zaciekawione moją historią. Jak się potem okazało Włodek nie był jedynym mężczyzną, który uścisnął tego dnia moją dłoń. Ale to z nim miałam okazję porozmawiać najdłużej.

Kiedy dowiedziałam się, że Pan Włodzimierz Raczkiewicz prowadzi audycję „Kawałek świata i herbata”, byłam zachwycona pomysłem spotkania. Mnie zaprosił do rozmowy w audycji „Z Pomorza w świat” jako gdyniankę, choć przez zdecydowaną większość mojego życia byłam torunianką. Jednak, gdyby nie mój epizod gdyński, nie wydarzyłoby się moje „a może tak rzucić to wszystko…”. Dzięki pracy w Muzeum Miasta Gdyni, gdzie oprowadzałam zwiedzających po wystawie „Gdynia – dzieło otwarte”, poznałam historię ludzi, którzy zjeżdżali się z najodleglejszych miejsc w Polsce, aby budować port i lepsze życie dla siebie i swoich bliskich. Opowiadając ich koleje losu, zdałam sobie sprawę, że często patrzę w wodę Bałtyku z taką samą nadzieją na zmianę. Powiew wiatru w porcie gdyńskim przyprawiał mnie o dreszcz ekscytacji, i nasuwał na myśl najróżniejsze scenariusze. Miałam wrażenie, że czyści moją głowę i otwiera mnie na nowe przygody. Pierwszy raz w życiu smakowałam ciekawość tego, co kryje się za horyzontem.

Kiedy usiadłam naprzeciwko Włodka (bo od razu postanowiliśmy mówić sobie po imieniu) czułam spokój, mimo, że nie miałam pojęcia o co zapyta. Na szczęście nie pierwszy raz zobaczyłam wyciągnięty w moją stronę mikrofon. Czułam się ogromnie wyróżniona, więc starałam się dbać o czas mojego rozmówcy i jakość wypowiadanych słów. Klimat rozmowy sprawił, że szybko zapomniałam o mikrofonie i teraz, kiedy słucham zmontowanego materiału uśmiecham się z odrobiną zawstydzenia, bo słyszę jak bardzo dałam się „pociągnąć za język”. Nie żałuję ani słowa, bo już dawno zdecydowałam, że albo mówię szczerze – albo wcale.

W tych dwudziestu minutach nagrania opowiadam tylko niewielką część mojej historii. Więcej szczegółów znajdzie się w moim debiucie książkowym pod roboczym tytułem „Zapiski z wyspy”. Rozmawialiśmy dłużej niż trwało nagranie, więc mam wrażenie, że kiedy już znajdzie się wydawca, to właśnie Włodek dowie się o tym, jako jeden z pierwszych. A na herbatę zaproszę go ponownie do „Czułego wnętrza” – najmilszej części kwiaciarni „Floral Design” mojej ulubionej gdyńskiej artystki – Marty Modrzejewskiej-Ptak, z którą poznałyśmy się właśnie podczas mojej pracy w Muzeum Miasta Gdyni.

TU MOŻESZ POSŁUCHAĆ NASZEJ ROZMOWY

Zostaw komentarz