Emigra – symfonia bez końca…

with Brak komentarzy
21 maja 2024 roku. Słucham Jana A. P. Kaczmarka, który w 2017 roku odpowiada na pytania dziennikarki w kontekście utworu skomponowanego dla gdyńskiego Muzeum Emigracji. Muzeum zamówiło u mistrza utwór, który wyrażałby uczucia ludzi, którzy wyjechali z Polski. Zwrócono się właśnie do Jana A. P. Kaczmarka, bo sam mając 36 lat zdecydował się na wieloletnią (27 lat) emigrację za oceanem.

Stałam się emigrantką w 2020 roku. Tak jak kompozytor, jestem emigrantką z wyboru. Choć zanim wyjechałam z kraju, najpierw udałam się na swego rodzaju emigrację wewnętrzną. Kiedy słucham pytań dziennikarki, myślę, jakie byłyby moje odpowiedzi.

Kompozytor mówi:

Żyję w rozkroku. To jest praktyczne bardzo – nie wracać. Samemu sobie nie deklarować tego, ponieważ ten stan, takiej wiecznej podróży, takiego przemieszczania się, jest bardzo zdrowy dla mnie. I ja kiedy jestem tu, to chcę jechać tam, jak jestem tam, to chcę jechać tu i to jest bardzo inspirujące.

Do Polski, poleciałam pierwszy raz po trzech latach od zamieszkania na wyspie. Byłam bardzo wzruszona lądując na lotnisku w Katowicach. Jeszcze bardziej wzruszyłam się w drodze powrotnej, kiedy po dwóch tygodniach podróży po Polsce, na białym fortepianie w hali warszawskiego lotniska im. F. Chopina, zagrałam „Polskie drogi” (komp. Andrzej Kurylewicz). Chciałabym kiedyś zagrać tam „Marzyciela” Jana A. P. Kaczmarka. To najbardziej optymistyczny utwór, jaki skomponował.

Dziennikarka: (…) W doświadczeniu indywidualnym człowieka: czy to naznaczenie emigracją jest też takie, że ono się nie kończy? Czy też można poprostu, w pewnym momencie przyzwyczaić się do tego, że mieszka się w innym kraju, przestać być emigrantem? Jak to jest? Czy jest się wiecznym cudzoziemcem?

Jeśli jedzie się w dorosłym wieku, to jest się wiecznie cudzoziemcem. Jedynie małe dziecko gładko wchodzi w inny świat i nie pamięta, i nie ma tych problemów kim jest. (…) Raz na zawsze stajesz się bezpaństwowcem.

Brzmi strasznie? Dla mnie bezpaństwowiec kojarzy się z przestrzenią, a nawet wolnością. Choć i to wszystko pozory.

Dziennikarka: (…) Ach… czyli wierzysz w taki element pewnych nadprzyrodzonych zjawisk, że los decyduje czasami za nas, tak?

Tak, tak. Czym dalej w las, tym bardziej. Wydaje mi się, że to nasze złudzenie, jeśli chodzi o autonomię naszych decyzji, jest iluzją często. Że gdzieś tam jakieś siły nas prowadzą, i że przynajmniej stwarzają pewne szanse, które możemy wykorzystać, albo nie. Że w drzwiach spotykamy tych ludzi a nie innych, że coś dzieje się poza normalnym scenariuszem…

Czasami zastanawiam się, czy kiedyś, w innym życiu, nie mieszkałam już tu, na wyspie. Kiedy pierwszy raz weszłam do domu na wyspie, zanim cokolwiek pomyślałam, moje ciało zareagowało łzami wzruszenia. Dopiero po chwili zaczęłam myśleć co się właśnie wydarzyło.

Dziennikarka: Zainteresowało mnie to, co powiedziałeś, że człowiek który znajduje się za granicą, natychmiast chce być trochę kimś innym, niż był we własnym kraju… czy tak też było z Tobą?

(…) Myślę, że każdy los jest inny. Są ludzie, którzy się odnajdują, są ludzie którzy się nie odnajdują.

Czy ja odnajduję się na wyspie? Czy chcę być kimś innym, niż byłam we własnym kraju? Myślę, że wyspa mnie przytula, niezależnie kim postanowię być. W zasadzie nie muszę nic postanawiać. Czuję się przyjęta taka, jaka jestem. Na początku miałam kłopot z odnalezieniem siebie, bez ról jakie pełniłam w przeszłości. Jestem dla mieszkańców wyspy (i również dla siebie) czystą kartką. Buduję tożsamość powoli, rozeznając co jest moje, a co było zaszczepione mi przez pół wieku życia w Polsce. Siedzę nad piaskiem wymieszanym z makiem i oddzielam to, co stanowi część elementów składających się na moją tożsamość. Jestem bardzo ciekawa obrazu, jaki powstanie.

Dziennikarka: (…) Co najbardziej Ciebie prowadziło?

Pasja. Trzeba mieć pasję. (…) Jeżeli nie masz w sobie pasji, to nic się nie wydarzy, bo cała reszta, to jest pochodna tej pasji. Ta pasja daje ten upór, tę siłę, to, że nie śpisz do trzeciej nad ranem, czy czwartej, czy piątej, jeśli trzeba żeby skończyć, bo Cię niosą emocje. (…) I to jest ta pierwsza tajemnica. (…) To była  świadoma operacja na własnej głowie, żeby nie dać się zapędzić przekonaniu, że ja z kimś konkuruję, bo ja konkurowałem tak naprawdę sam ze sobą i z pewnym losem, który gdzieś tam budował się wokół mnie.

Zaczęłam pisać przed północą, kończę nad ranem…

21 maja 2024 roku Jan A. P. Kaczmarek udał się na wieczną emigrację.
Bo jak powiedział: „podróż emigracyjna nigdy się nie kończy”.

Goodbye MAESTRO Kaczmarek

*Żródło zdjęcia: Obraz Stefan Schweihofer z Pixabay

Zostaw komentarz