Lubisz wspomnienia? Mają zapachy, smaki, ślady emocji i jeśli tylko chcesz – przesłanie…
Przypomniałam sobie zdarzenie z dzieciństwa. Miałam może dziewięć, może dziesięć lat… (kiedyś po tzw. „komunii” miało się status mini-matury, czyli możliwości podstaw samodzielności i brania odpowiedzialności za siebie). W Toruniu dzieci miały wówczas możliwość chodzenia na otwarty basen „WODNIK”. Bilety sprzedawano wszystkim – nie tylko dorosłym, dla bezpieczeństwa nad każdym basenem czuwał osobny ratownik, więc latem to był prawdziwy raj dla spędzających w mieście wakacje. Chodziłam tam w towarzystwie moich koleżanek i kolegów ze szkoły – umawialiśmy się na miejscu z kanapkami i termosami, wyliczonymi pieniędzmi na bilet i… byliśmy, ile kto mógł. Z kluczami od domu na szyjach, gumowymi „japonkami” na stopach i ręcznikiem na ramionach dumnie spacerowaliśmy wokół różnej głębokości basenów, wypełnionych mocno chlorowaną wodą.
To właśnie wtedy mój kolega Karol wepchnął mnie do wody. Nie był to najgłębszy basen, do którego miałam odwagę potem wskoczyć jedyny raz w życiu, ale głębokość była dla mnie równie przerażająca bo 1,80 m przechodząca do metra czterdzieści po przeciwnej stronie. Miałam tego świadomość, więc „lecąc” wiedziałam, że nie złapię w tym miejscu gruntu.
Pamiętam strach, nieprzyjemny bulgot wody i smak chloru po wypłynięciu na powierzchnię. Do tej pory nie wiem jak dotarłam do brzegu basenu, który był (jak się okazało) całkiem blisko. Pamiętam również złość na Karola wymieszaną z radością zwycięstwa nad żywiołem. Ktoś powie: ależ to mogło się źle skończyć. Takie niespodzianki przynosi nam życie i nigdy nie wiadomo jak się skończą. Ja wyciągnęłam z tego taką lekcję: czasami dzieje się coś tak szybko, że nie mamy czasu na myślenie – trzeba zdać się na instynkt przetrwania, a to pozwoli na przeżycie. To doświadczenie pozwoliło mi potem uczyć się pływać pod wodą (z zanurzoną całkowicie głową) a nawet pokonania strachu i jednorazowego skoku do najgłębszego z basenów.
Potem, życie nie raz podcinało mi nogi i byłam zmuszona zdać się na instynkt przetrwania. Przeżyłam i dzięki temu dziś sama skaczę na głęboką wodę: piszę pierwszy w życiu wpis na bloga. Zdaję sobie sprawę z tego, że tak jak wtedy, gdy moje ruchy w wodzie nie należały do najpiękniejszych, czułam strach i niechęć przed zmierzeniem się z rzeczywistością – teraz też moje pisanie może być na początku nieporadne jak chaotyczne machanie rękoma, ale odpuszczam sobie precyzję i piękno estetyczne, bo gdybym kierowała się perfekcjonizmem, nie odważyłabym się na skok. Ufam, że tak jak wtedy na basenie, wyjdę z tego cała, z poczuciem satysfakcji, a korzystając z tamtej lekcji znajdę odwagę na zmierzenie się z jeszcze „głębszą wodą”.