O tym jak lubimy sabotować swoje działania w imię zmian na lepsze

with Brak komentarzy

sabotazWiele razy słyszę: ten to ma szczęście, ja gdybym…
W mojej głowie od razu pojawia się myśl: gdybyś nie sabotował/a swoich działań – myśli zamieniłyby się w czyn.

 

Ileż to razy zaczynamy i nie kończymy. Dużo mówimy jak bardzo byśmy chcieli…Równie często, paradoksalnie, za naszymi słowami stoi nadzieja aby to, czego pragniemy okazało się niemożliwe.

 

Mistrzowie kamuflażu

 

Idziemy na papierosa i tematem przewodnim jest to, że trzeba z tym skończyć. „Tak, tak” – mówi koleżanka – „ja już trzy razy rzucałam”, „ja też – próbowałam już chyba wszystkiego: tabletek, gum, nawet przykładania jakichś płytek magnetycznych – nic nie działa”.

 

I nie zadziała. Dopóki wiesz, że za tym kawałkiem papieru z tytoniem w środku stoi czyjaś uwaga, jedyny moment relaksu w pracy, poczucie przynależności i „znaczenia” w danym środowisku, a nawet możliwość podkreślenia statusu społecznego („w końcu nie każdego stać na palenie szykownych brytyjskich papierosów czy kubańskich cygar”).

 

„Tak bardzo chciałabym z kimś być na stałe”… mówi 40letnia singielka. „Ale nie ma nikogo z kim mogłabym być” podpowiada wewnętrzny auto-sabotażysta. Strach przed tym, że:

– mogłabym się okazać nie dość dobra,

– trzeba by zrezygnować z przyzwyczajenia do kontrolowania sytuacji, gdzie nie ma miejsca na nic nowego, zaskakującego, bo przecież to mogłoby być coś „niezgodnego ze mną”

– ktoś mnie porzuci (a nie ja jego)

sprawia, że robię wszystko, żeby „odstraszyć” potencjalnych kandydatów.

 

Przeważnie chodzi o to samo

 

Ten mechanizm powtarza się w innych przypadkach, i wiele razy chodzi po prostu o zainteresowanie sobą, akceptację, chwilę tylko dla siebie lub karmienie swojej próżności.

Więc kiedy mówimy: powinnam, muszę, staram się… to tylko zasłona dymna – pod którą chowa się strach: co się stanie, jak to zrobię naprawdę?

 

Najważniejsze jest poznać wroga

 

Tak, to prawda, możemy być wrogiem dla samych siebie. Ale kiedy zdamy sobie z tego sprawę, zaczynamy zauważać „gierki” w które pogrywamy sami ze sobą. A to już jest pierwszy krok do odkrycia kart i poznania techniki.

 

Potem już tylko kilka głębokich oddechów przed wyborem nowej i „ryzykownej” reakcji, na znany, przepracowany w głowie scenariusz. Możesz się zdziwić… i tego Ci życzę najbardziej.

„Uważaj o co prosisz, bo będzie Ci dane” – chyba że wybierzesz starego, znajomego auto-sabotażystę.