Do końca życia będę pochylać się z czułością i podziwem nad małą, zdeterminowaną do bycia grzeczną i posłuszną dziewczynką, która dzięki zaangażowaniu w spełnianiu oczekiwań odkrywa świat i swoją moc. Żeby mógł się wydarzyć TAKI CUD wiele razy musiała dać się złamać i wstawać z kolan ze łzami gniewu i niemocy w oczach. Ale z czasem odkrywa, że tak, jak ona potrzebuje świata, tak i ON potrzebuje JEJ. Jej obolałych palców, jej posiniaczonego podbródka, jej skrzywionych pleców tak samo jak… jej tkliwego serca. Świat potrzebuje jej wygranej walki i blasku oczu po wykonanym zadaniu. Przytulam tę małą dziewczynkę do serca bardziej, niż wszystkie inne dzieci na świecie.
Jedna z nich, zbuntowała się po sześciu latach gry, więc jej incydent wiolinowy miał charakter krótki i pokręcony, jak jej włosy. Inna, grała przez kolejnych dwanaście lat, a na jej skrzypce spływały piękne, gęste i długie, pukle koloru starego złota. Obie chodziły po tych samych korytarzach szkoły, potem akademii. Ściskały się zawsze mocno zaglądając sobie w młode, przepełnione nadzieją oczy. Lubiły śpiewać. Czasami miały okazję razem pomuzykować. Kochały rodziców i modliły się do tego samego Boga. Kiedy jedna stała na ślubnym kobiercu, zaskoczona usłyszała za plecami dźwięk skrzypiec i niepowtarzalny głos drugiej. Znały swoje historie: rodzinne i miłosne.
Mogły nie widzieć się miesiącami, ale kiedy spotkały się w pociągu, akademiku, przy stole czy na ulicy, trudno było im się rozstać.
Pewnego dnia, pod misternie zawiązaną chustką długowłosej, zniknęły wspomnienia starego złota. Nowotwór zabrał ostatnie kosmyki, a religijność zebrała żniwo wydzierając brutalnie resztki nadziei. Pozostała wiara i ufność, ale twarde słowa ciskające jak błyskawice po morzu myśli, nie dały odetchnąć. To nie były dobre warunki na ludzkie uzdrowienie. Jednak istnieje uzdrowienie wibrujące w energii bez końca, delikatne i dźwięczne jak flażolety tknięte palcami nad strunami. Te anielskie, ciche westchnienia trwają w przestrzeni PONAD. Ponad słowami, ponad podziałami, ponad światem jaki znamy.
„…daj nam wiarę że to ma sens, że nie trzeba żałować przyjaciół
że gdziekolwiek są – dobrze im jest, bo są z nami, choć w innej postaci
i przekonaj, że tak ma być, że po głosach tych wciąż drży powietrze
że odeszli po to, by żyć i tym razem będą żyć wiecznie.”