50 wcześniejszych wpisów na blogu zobowiązuje. Wypadałoby, żeby każdy kolejny był „lepszy”. Słowo „wypadałoby” od dawna źle mi się kojarzy, dlatego jedyny kierunek który chcę zachować to subiektywizm i szczerość. (Może też jakaś okrasa muzyczna czasami?) Mam też wzorzec do którego mogę się odnieść: Michel’a de Montaigne. To on w 1580r. napisał taki oto wstęp skierowany do czytelnika:
„Otoć, czytelniku, książka pisana w dobrej wierze. Ostrzega cię od początku, iż nie zamierzałem w niej sobie żadnego celu prócz domowego i prywatnego. Nie miałem w niej żadnej troski o twoje służby ani o moją chwałę: siły moje nie są zdolne do takiego zamiaru. Poświęciłem ją szczególnej dogodności krewnych i przyjaciół: iżby, straciwszy mnie, co ich czeka niebawem, mogli tu odnaleźć niejakie rysy moich właściwości i humorów i tym sposobem hodowali pełniejszą i żywszą znajomość mej osoby. Gdybym pisał po to, aby się zabiegać o łaskę świata, byłbym się lepiej przystroił i przedstawiłbym się w wystudiowanym chodzie. Chcę, aby mnie widziano w mym prostym, przyrodzonym i pospolitym obyczaju, bez wymuszenia i sztuki: siebie bowiem maluję tutaj. Wyczyta się tu żywcem moje braki i moją szczerą postać, o tyle, o ile publiczna obyczajność pozwoliła. Gdybym mieszkał wśród tych narodów, które, jak powiadają, żyją jeszcze w słodkiej swobodzie pierwotnych praw przyrody, upewniam cię, iż byłbym się z chęcią odmalował całego i ze wszystkim nago. Tak więc, czytelniku ja sam jestem materią mej książki: nie ma racji abyś miał używać swego wczasu na tak letki i błahy przedmiot.
Zatem z Panem Bogiem.”
I tak, ja Izabela, ostrzegam, że SIEBIE maluję tutaj i ja sama jestem materią mojego pisania. Czytając jakikolwiek wpis, odczytasz jeno MOJE wyobrażenie świata i rzeczy napotkanych po drodze. A droga za chwilę osiągnie (mam nadzieję!!!) pół wieku w czasie. Nie zawsze pisałam. Ale zaczęłam dosyć wcześnie, bo pod koniec szkoły podstawowej. W ogólniaku moją rzeczywistość opisywałam w listach do ojca. Potem, jako młoda mężatka zapisywałam swoją codzienność w dzienniku komputerowym. Nie byłam systematyczna.
Od czterech lat, zapisuję ważne i mniej ciekawe momenty oraz refleksje, pisząc ręcznie. Po charakterze pisma od razu widać moje emocje. Kiedy jestem spokojna moje litery są okrągłe, duże i bardzo czytelne. Zapisując emocjonalne stany i poruszające wydarzenia piszę szybciej, mniej czytelnie, zamazując poprzednie wyrazy, brudząc palce, a czasami zdarza się, że muszę coś skreślić (czego nie cierpię).
Wracam do notatek sprzed miesięcy a nawet lat i przyglądam się mojej drodze. Dziś trafiłam na zapiski z bardzo istotnego wydarzenia: ostatniego dnia pracy w placówce, którą porzuciłam po 15 latach.
„Środa, 31 sierpnia 2016 roku
Właśnie pożegnałam się z nauczycielami i pracownikami administracji. Mama upiekła z tej okazji dwa ciasta (sernik i maślankowiec ze śliwkami). Otrzymałam kilka prezentów: bilety na koncert, pracę plastyczną z widokiem mojego rodzinnego miasta, kwiaty, reportaż filmowy (zatrzymane w kadrach, wzruszające momenty z całego okresu pracy) oraz naszyjnik z koniczyną i motylem.
(…)
Ja też obdarowałam wszystkich, którzy zjawili się aby mnie pożegnać. Pierwszy upominek wręczyłam dyrektorce, zaznaczając że chcę w ten sposób zadbać o cały zespół pracowniczy. Położyłam na jej dłoniach woreczek relaksacyjny, aby „kiedy najdzie ją wkurw, lub coś podobnego – zanim pójdzie do podwładnych – położyła go sobie na oczy i głęboko odetchnęła. Tym pomoże i sobie, i pracownikom.” Potem rozdałam wszystkim długopisy z logo „wirtuozów życia”, żeby zapisywali nimi tylko pozytywne słowa.
Potem, otrzymałam dwie wiadomości:
- „Izuniu droga, dziękuję za to spotkanie. Dużo z tego, co powiedziałaś zachowam w sercu i w pamięci, a długopisem już dziś zapisałam swoją wdzięczność za poznanie Ciebie.”
- „Iza! Cieszę się, że naszyjnik Ci się podoba. Mam nadzieję, że zawsze będzie Ci przypominał, o Twojej wolności, i w tej wolności przynosił Ci szczęście. Jestem pod wrażeniem tego, co mówiłaś w czasie pożegnania. Miałaś odwagę głośno powiedzieć to, o czym milczą nie tylko w naszej placówce, ale w innych tego typu. Chodzi o pieniądze. Wielkiej odwagi wymagało powiedzenie, że z pensji nauczycielskiej (mimo że powinnaś zarabiać najwięcej jako nauczyciel z największą wysługą lat i najwyższym stopniem awansu zawodowego) nie jesteś w stanie sama się utrzymać. Cieszę się, że to „wykrzyczałaś”. Podziwiam, że porównałaś to, do doświadczonej przez Ciebie pensji w korporacji. Lubię nas wszystkich, ale czasem mam wrażenie, że dla większości świat zaczyna się i kończy na tej placówce. Znaleźli sobie pozorną comfort zone i zdają się kompletnie nie rozumieć ludzi, którzy postępują i myślą inaczej. Bardzo dobrze, że opowiedziałaś o pomocy Twojego mężczyzny. Ogromny szacunek, za zwrócenie uwagi koleżance słowami: „nie życzę sobie, żebyś nawet w żartach, nazywała taką pomoc sponsoringiem.” Ludziom bardzo łatwo przychodzi ocenianie innych i wkładanie ich do szufladek z określonymi napisami. Największy niesmak pozostawił tekst pani XY: „każdy, gdyby miał możliwość chciałby rzucić robotę, nic nie robić i być na utrzymaniu faceta.” Powiem Ci, że aż przykro było patrzeć na kolosalną różnicę między Tobą a nią. Dzieliła was dosłownie przepaść w myśleniu i działaniu. Podziwiam Twoją decyzję i to, że „dajesz się ponieść”. Let it flow, jak mówią Amerykanie.”
Nie zrobiłam ani jednego zdjęcia (zapomniałam… widocznie tak miało być) a te, które dostałam od koleżanek nie nadawały się do niczego (zamazane, złej jakości). Tak zakończyłam 15 lat mojej pracy w oświacie. Zaraz po spotkaniu zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam będąc szczerą „do bólu”, ale opisując to wszystko już wiem, że nie żałuję. Byłam autentyczna. Tak właśnie chciałam finiszować: z godnością, po swojemu, niczego nie ukrywając. Co kto pomyślał, co zabierze dla siebie – to JEGO. Cieszę się, że już jutro zaczynam NOWY ETAP ŻYCIA. Jestem bardzo ciekawa co się wydarzy: let it flow.”
Co się wydarzyło? Przeprowadziłam się do innego miasta. Wyszłam za mąż. Zaczęłam uczyć na własny koszt i za inne pieniądze. Pierwszy września kojarzy mi się już tylko z nadchodzącymi imieninami. Mam czas na wszystko, czego potrzebuję lub pragnę. Śpiewam w chórze. Chodzę do kina, filharmonii i teatrów. Moja codzienność wypełniona jest tworzeniem ogniska domowego dla bliskich (także kotów). Ktoś może to nazwać nicnierobieniem, ale to jego matrix. Wybieram spotkania z tymi „innymi”.
Zatem z Panem Bogiem wszystkim.
*Od tamtej pory każdego 1 września cieszę się tą trudną decyzją, która miała swe różnobarwne konsekwencje. Nie żałuję też żadnego dnia, z tych 15 lat pracy, tym bardziej że miałam okazję pracować z TAKIMI osobowościami jak min. IRENKA MICHALSKA (była maleńka, kiedy śpiewała ze mną swoje pierwsze nutki), która dosłownie wczoraj (31.08.2019) zaprezentowała się na Ogólnopolskim Przeglądzie Piosenki Aktorskiej w Tarnowie: