Granice marzeń

with Brak komentarzy
… czyli o tym, jak rozłożyły mnie na łopatki krzesła ogrodowe z podłokietnikami.

– Super, że się tam powoli urządzacie, wyobrażam sobie  co czujecie.

Kupiliśmy dziś meble do ogrodu – jestem zachwycona. Niby nic: są zwykłe, drewniane ale dla mnie wyjątkowe. Pamiętasz jaką ławkę mieliśmy na balkonie? Podobną będziemy mieć teraz. I dwa krzesła, ale takie z podłokietnikami. Jestem zachwycona. Nigdy w życiu nawet nie śmiałam o takich marzyć.

Najpierw na policzkach poczułam ciepłe strużki łez, ale zaraz po nich, moja twarz zmarszczyła się wzruszeniem o ogromnej sile. Nie mogłam powstrzymać fali emocji. Kąciki ust składały się do uśmiechu, ale reszta ciała wydobywała z głębi całe lawy powstrzymanego do tej pory żalu, wymieszanego ze smutkiem. Wszystkie te uczucia spychane od lat w czeluściach duszy, teraz wypłynęły na zewnątrz z siłą wulkanu.

Kiedy myśli zaczęły się układać w całość, ostatnie zdanie wyświetliło mi się jak neon: Nigdy w życiu nawet nie śmiałam o takich marzyć. Czy to możliwe? Czy moje marzenia mają granice? A jeśli tak, to kto je ustala?

I zaraz fala wspomnień uruchomiła kilka różnych kadrów z przeszłości.

Pamiętam swoje zdziwienie, kiedy tuż przed czterdziestką usłyszałam: A jak myślisz Iza, ile mój mąż zarabia miesięcznie? Tyle i tyle? – odpowiedziałam. Więcej. Dużo więcej. Tyle? Więcej! To niemożliwe. Iza! Ludzie tyle zarabiają! To prawda – otrząśnij się! Niektórzy zarabiają miesięcznie nawet dużo więcej niż mój mąż.

Mój sposób myślenia był taki: papier przyjmie wszystko. Innymi słowy: można pisać, że ludzie zarabiają krocie, ale jeśli wśród znajomych nie ma nikogo takiego, to pewnie bzdury. W tamtym momencie mój mózg szalał, bo nie mógł nawet dokonywać operacji matematycznych powyżej pewnych liczb.

Potem znalazłam się na rozmowie kwalifikacyjnej do korporacji. Ostatnie pytanie: „ile miałoby wynosić Pani miesięczne wynagrodzenie u nas?”. Klucha w gardle. Dłonie zaczynają wilgotnieć. Odchrząkuję i odpowiadam: Dwa razy tyle, ile zarabia nauczyciel dyplomowany. „A ile to jest?” Po krótkiej chwili ktoś po drugiej stronie stołu odpowiada: „moja matka pracuje w oświacie – to jakieś dwa i pół tysiąca miesięcznie.” Odetchnęłam z ulgą.

I na koniec błogie wspomnienie ciepłego dnia w ogrodzie zamożnych przyjaciół. Nie zobaczyłam tam ani jednego plastikowego krzesła z mojego blokowego ogródka na balkonie. Wszystkie meble ogrodowe były z dobrej jakości drewna, a kiedy usiadłam, moje zmęczone ręce mogły spokojnie oprzeć się na podłokietnikach.

Jak dobrze, że życie jest mądrzejsze od nas i sprawia niespodzianki spoza granic naszych marzeń.