Sanctified

with 4 komentarze
Kiedy siadam w miękkim fotelu, wsród innych, podobnych a jednocześnie tak różnych – zastygam w bezruchu. Długo tęskniłam za tym momentem. Ostatnio większość takich doznań odnajduję w przestrzeni internetu. Jednak to zupełnie inny wymiar, więc różnica w zmysłowym odbiorze jest ogromna. Tu, nawet zapach kurzu staje się przyjemniejszy.

Od dziecka mam wyostrzone zmysły. Mam wrażenie, że zapachy docierają do mnie wcześniej, niż do innych. Kiedyś uznawałam to za uciążliwość, ale później okazało się, że częściej bywa przywilejem. Dlatego nawet z daleka czuję słodko-gorzki zapach kalafonii. Czekałam na tę woń, znaną od dzieciństwa. Patrzę na wprost, przed siebie. Po krótkim czasie, w którym waham się, czy zdążę zrobić zdjęcie zanim wejdą, nadchodzą. Wszyscy w czerni. Jak zwykle. Nawet biżuteria kobiet i zegarki na nadgarstkach mężczyzn podkreślone blaskiem mocnych świateł, nie rozpraszają.

Wśród poważnych wyrazów twarzy, pojawiają się delikatne uśmiechy, w odpowiedzi na posyłane przez innych. Na krótką chwilę wszyscy nieruchomieją i wtedy pojawia się on – nieśmiały, ale pewny dźwięk. Ton wydobyty przez kogoś stojącego blisko widowni. Zaraz po nim następuje kaskada brzmień, które razem tworzą szczególną kakofonię, jednak każdy z osobna dostraja się precyzyjnie do podanego na początku. Kiedy wszyscy zastygają w bezruchu, to znak, że za moment wejdzie mistrz ceremonii. Choć to nie pogrzeb, ani ślub. Jednak dla mnie, to równie podniosła chwila. Spodziewam się czarnego fraka, mimo że już od dawna wyparły go ciekawe kreacje.

Nagle nieśmiało, a potem już pewnie rozlegają się brawa. Wszystkie krzesła na scenie na chwilę pozostają bez właścicieli. Jedno uściśnięcie dłoni i wszyscy wracają na swoje miejsca. I wtedy zalega kompletna cisza. Nikomu nawet nie przychodzi do głowy, aby ją zakłócić. Po tej dłuższej chwili pauzy, następują kolejne, ale wszystkie przeplecione wieloma dźwiękami, tworzącymi harmonię lub mijankę w zaplanowanej z chirurgiczną precyzją formie. I dzieje się. Magia. O tym, co następuje, nie mówi się i nie pisze, bo żadne słowa nie oddają tego cudu. Próbując to zjawisko ubrać w definicje, odbiera się to, co najważniejsze. Coś, co sprawia, że na twarzach pojawiają się łzy.

Znany krytyk filmowy mówi, że pięćdziesiąt procent filmu wyświetla się na ekranie a drugie pięćdziesiąt – w głowie. W sali koncertowej sto procent muzyki wyświetla się w duszy.
*Źródło zdjęcia: obraz InspiredImages z Pixabay

Podobny wpis: „RZEMIOSŁO”

Tu możesz wesprzeć moją twórczość:
Postaw mi kawę na buycoffee.to

4 Responses

  1. Danka
    | Odpowiedz

    Bardzo ładne to określenie o muzyce i duszy

    • admin
      | Odpowiedz

      Dziękuję Danka,
      mam nadzieję, że przykład muzyczny również Ci się spodobał…

  2. Justyna Niebieszczanska
    | Odpowiedz

    Piękna muzyka.
    Z pewnością dusza rozumie wszystko. nutę. Każdą pauzę. Wszystko!

    • admin
      | Odpowiedz

      Bardzo się cieszę, że moja ulubiona część II Koncertu Rachmaninowa przypadła Ci do gustu Justyno. Słucham jej od 30 lat i nadal mnie wzrusza.
      Z serca dziękuję za Twoje wsparcie.

Zostaw komentarz