Facet z balkonu i ja

with Jeden komentarz

Idziesz chodnikiem. Nagle orientujesz się, że gdzieś nad twoją głową, na jednym z balkonów bloku który mijasz – stoi facet. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale obok niego widzisz kamerę, której używają zwykle na planach filmowych, a z długiego metalowego ramienia zwisa ogromny futrzak. W ułamku sekundy zdajesz sobie sprawę co się święci – on nagrywa. Mikrofon zwisający z balkonu zbliża się szybko w twoim kierunku.

Moja miłość do filmów dokumentalnych zaczęła się ponad dwadzieścia lat temu. Wtedy pierwszy raz zobaczyłam „Wszystko może się przytrafić” Marcela Łozińskiego. Wracam do niego co kilka lat i niezmiennie wzrusza mnie do łez. Ten mały chłopiec z filmu, jeżdżący na hulajnodze po parku, ma brata, który staje za kamerą, jak ich ojciec. I to ten facet, przez ponad dwa lata stał na balkonie i zadawał przechodniom pytania. Kilka dni temu usłyszałam odpowiedzi bohaterów „Filmu balkonowego” i od razu zaczęłam się zastanawiać jak zachowałabym się pod TYM balkonem.

Jak zareagowałabym na słowa: „Stop, proszę się zatrzymać”? Co odpowiedziałabym na pytania: „Kim jestem, kim się czuję”, „Co bym chciała?” „O czym myślę?”. Jaką historię miałabym do opowiedzenia przed kamerą?
Pewnie każdego dnia wyglądałoby to inaczej. W zależności od nastroju, pogody, celu do jakiego akurat podążałabym w danej chwili. Całe piękno tego filmu wypływało dla mnie z relacji bohaterów i faceta na balkonie. Nie dało się ukryć emocji. Mowa ciała, uciekający w przestrzeń wzrok… i ton głosu tego, którego nie widać – zdradzały wiele. W każdym mogłam znaleźć okruchy mojej tożsamości. Nawet w reżyserze.

Jednym z cudownych momentów mojego życia były pewne warsztaty filmowe, na które pojechałam do Gdańska. Z ogromnym przejęciem uniosłam w dłoniach kamerę i ruszyliśmy na ulice miasta, żeby rozmawiać z ludźmi. Poznałam wówczas filmy dokumentalne Krzysztofa Kieślowskiego, ale przede wszystkim spotkałam CUDownego Macieja Cuske’go, który rozbudził w nas pasję do zerkania przez oko kamery i oglądania twórczości innych. Mam jeszcze zdjęcie Macieja, siedzącego przy montażu naszego filmu warsztatowego.

Trzy lata temu (w 2019r.) usiadłam do montażu jedynego filmu dokumentalnego, na jaki się odważyłam. Bohaterem jest (przypadek?) Gdańszczanin, którego przy każdym naszym spotkaniu widziałam „kadrami filmu”. Zmagałam się z tym odczuciem przez kilka miesięcy. Pewnego dnia spotkałam się z Olgą i Grzegorzem, i razem zapaliliśmy się do pracy nad filmem. Olga zajęła się dokumentacją a Grzegorz zajął się „całą resztą”, czyli planem, zdjęciami, dźwiękiem i wszystkimi drobiazgami potrzebnymi do realizacji mojego szalonego pomysłu. Siedzieliśmy nad montażem długie godziny i kłóciliśmy się czasami o kilka sekund materiału. Na samo wspomnienie całej tej przygody czuję przyjemny dreszcz emocji. Z pewnością dziś zrobilibyśmy to inaczej, ale niczego nie żałuję. To było piękne spotkanie, szczególnie przy premierze, kiedy podeszli do mnie członkowie rodziny Andrzeja i podziękowali za ten wnikliwy obraz ojca, którego nie znali z tej odmiennej perspektywy.

Pewnie dziś pod balkonem opowiedziałabym facetowi o tym, jak bardzo cieszę się, że odważyłam się kiedyś wejść w buty reżysera i spróbowałam w taki sposób wysłuchać czyjejś historii. Nawet, jeśli to miałby być tylko ten jeden raz.

One Response

  1. Piotr
    |

    Fajny bardzo ciekawy dokument . Kawałek historii.