Felinoterapia

with Brak komentarzy

kiciaJak zwierzęta wpływają na ludzi? Znam, znam te pozytywne rezultaty i wyniki najróżniejszych badań… ale czy zastanawiasz się jak ludzie wpływają na zwierzęta? Odsuwając stereotypowe odpowiedzi, zawężając perspektywę – jak Ty wpływasz na swojego kota? Kot, ta najelegantsza wersja indywidualności jak w lustrze odbija właśnie Ciebie. Czy pozwalasz mu żyć obok siebie i dostosowujesz się do niego, czy próbujesz za wszelką cenę udomowić go – on zawsze zrobi to, co zechce…

W moim „poprzednim” życiu miałam psy. Ostatni żył 17 lat i po jego odejściu miałam wrażenie, że już nigdy…
Do kotów zwykle podchodziłam nieufnie. Owszem, doceniałam walory estetyczne, ale trudno mi było „nawiązać relację”. Wysłuchiwałam opowieści właścicieli (to nie jest właściwe określenie – teraz już wiem) kotów, ich zachwytów i rekomendacji, ale najczęściej kojarzyli mi się z „zakręconymi” rodzicami zamęczającymi innych zdjęciami swoich pociech. Wywracałam oczami ze zniecierpliwienia i jeśli tylko istniała taka możliwość – zmieniałam temat.

Do czasu… kiedy poznałam arystokratę z kociego świata – wielkiego kocura, o łagodności i cierpliwości jakiej do tej pory nie spotkałam nigdzie indziej. Ludzkie oczy, przenikliwy wzrok, niezwykła atencja dla innych stworzeń i życia w ogóle. Tempo funkcjonowania dostosowane do sytuacji: powolność w oddawaniu się przyjemnościom, czujność i szybkie tempo kiedy trzeba. Mogłabym pisać… ale po co? Każdy kto ma „kota” na punkcie swojego kota (jak mówi moja mama) mógłby opowiadać na jego temat godzinami. poza tym to nie mój kot, więc i zachwyty stonowane.

Postanowiłam dać szansę sobie i kotu… znalazłam damę, którą zaprosiłam do swojego domu. Żyjemy obok siebie, każda swoim życiem, w swoim tempie, w szacunku dla siebie. Widzę jak wpływają na nią inni ludzie, ale najbardziej lubię obserwować jak wpływamy na siebie nawzajem. Co ma ona, czego ja nie posiadam, a czego chciałabym się jeszcze nauczyć… Zdaję sobie sprawę, że nie odkrywam niczego nowego, ale dla mnie to niezwykła terapia, prowadząca do permanentnego uzdrawiania mojej duszy. Cieszę się bardzo z możliwości doświadczania tego rodzaju „bliskości”.

Czasami bronimy się przed nieznanym, szukając sobie argumentów na NIE, zupełnie bezzasadnie: tak jak moja mama, którą na samą wiadomość o mojej decyzji nawiedziła wyimaginowana alergia na sierść (ciekawe, że przy psach na to nie wpadła). Oczywiście alergia minęła jak ręką odjął w kontakcie z tą niesamowicie kochającą istotką o miękkich włosach i uspokajającym mruku. Teraz doprasza się żebym może gdzieś wyjechała na dłużej, bo wówczas mogłaby się nią „poopiekować”…
I tak „leczeniu” poddawani są wszyscy, którzy mają kontakt z kotką, która często po dłuższej chwili podkreśla swoją obecność, w zależności od osobnika – od możliwości głaskania po ciepło futerka na kolanach.

Zastanawiam się czasami co ja daję jej w zamian… i najczęściej mam wrażenie że zdecydowanie to, co dostaję przewyższa to, co daję…