8 marca. Autostrada. Mijam konwój ogromnych samochodów ciężarowych, przynaglona do tempa 140km/h. Na moim tylnym zderzaku dyskoteka reflektorów.
Zwykle myślę, że to jakiś ojciec jedzie osobiście odebrać krew lub organ do przeszczepu dla swojego dziecka. Ale w Dzień Kobiet tłumaczę sobie, że z pewnością to jakiś zakochany mąż. W bagażniku bukiet róż i ulubione słodkości a chce jeszcze zdążyć zrobić pyszną pastę, zanim żona wróci z masażu (chciał żeby myślała, że na tym skończą się dziś prezenty).
Widząc jak kierowca nie wytrzymuje i mija mnie z prawej szybciej niż zdołam włączyć kierunkowskaz do zjazdu po wyprzedzaniu, potwierdzam przypuszczalne: płeć kierowcy i pierwszą literę numeru rejestracji. Kiedy zjadę mija mnie jeszcze kilka tego typu „rakiet”. Próbuję określić w przybliżeniu ich prędkość porównując do mojej przekroczonej cyferki 140.
Myślę o tym w Dniu Mężczyzn. Przyznaję, że nie wiedziałam. 10 lutego nie kojarzył mi się z niczym poza terminem zapłaty składki ZUS-owskiej. Od dziś, kiedy to mój partner wyszeptał słodko: „masz czas tylko do północy… (ja:???) żeby złożyć mi życzenia” – będę ten dzień celebrować razem z Wami Panowie.
Dlatego dziś, chcę Was zapewnić, że możecie jeździć spokojniej: nie spieszyć się z kwiatami, bombonierkami, wejściówkami do SPA itp. itd. Wolimy Was ŻYWYCH, bez mandatów, uśmiechniętych (bez błyskawic w oczach – chyba że z pożądania).
I żeby nie było: to nie znaczy że macie zakazane zakupy prezentów! Godzimy się na obsypywanie nas drobiazgami (dla każdej z nas drobiazgiem będzie co innego). ŻYJCIE nam w zdrowiu, pogodzie ducha. Tryskajcie humorem mimo naszych humorów.
Dziękuję za:
- żużel i siatkówkę
- wiertarkę i uszczelki
- odkręcanie słoików
- dzielenie się wiedzą
- flirtowanie w pociągu
Jeśli komukolwiek przejdzie przez myśl, że żartuję, zapewniam:
- cenię Panów za przyjaźń (tak, tak – nie zgadzam się z wyświechtanym powiedzeniem które mówi coś innego)
- szanuję za bezpośredniość (choć rozmowa o bąkach przy stole nadal nie wzbudza we mnie entuzjazmu)
- lubię za poczucie humoru (mam sąsiada – kiedy się widzimy w windzie jakimś cudem zawsze jest po piwku: „Sąsiadeczko droga, Pani jest moją najulubniejszejszą sąsiadkom w bloku – jak Boga kocham” – po czym uśmiech Shreka rozbraja mnie do ostateczności)