– Kochanie – a może zaprosilibyśmy na święta sąsiadkę? Ona została z trójką dzieci sama i domyślam się, że nie jest jej łatwo.
– Toć ma alimenty i pińcet plus na dzieciaki, a jak jej nie starcza to niech to swoje BMW sprzeda i będzie bogata. To lepiej Józka zaprośmy – od niego żona odeszła i musi bulić kasę na byłą i dzieci.
– No wiesz? Przecież on już ma jakąś – niech ona mu pomaga, poza tym jest zamożny.
– Ta nowa to już nieaktualne. A jeszcze Gośka będzie sama święta, jak zwykle!
– To jej decyzja przecież – wieczna singielka. Ma wszystko co chciała: karierę, samochód, dom.
– Czyli co?
– Czyli myśl jak my sobie poradzimy.
– My mamy co trzeba, no ale prawda – zawsze moglibyśmy mieć więcej…
Kilkanaście lat temu pierwszy raz usłyszałam o dzieciach „defaworyzowanych”. To dzieci nie sprawiające kłopotów, dobrze się uczące, spełniające wymagania, robiące wszystko co TRZEBA. I wówczas dowiedziałam się, że właśnie wśród takich dzieci spotyka się najwięcej samobójstw. Inne dzieci: sprawiające w jakikolwiek sposób problem społeczeństwu, były objęte „specjalną opieką” czyli faworyzowane w pomocy. I te mając wsparcie profesjonalistów, fundacji itp. dawały radę dalej żyć.
Każdy „dorosły” spełniający rolę ustaloną w społeczeństwie radzi sobie jak umie. Zakłada rodzinę, idzie do pracy, bierze kredyty. I czy mu wychodzi lepiej, czy gorzej pokazuje światu że jest dobrze. Mieszkanie (na kredyt) JEST!, Firma (nie, nie firma – samozatrudnienie) JEST!, samochód (lepszy od kuzynowego) JEST!, dziecko (swoje lub adoptowane) JEST! Albo wszystko poza partnerem życiowym (bo życie singla jest ok) JEST!.
Tylko nikt z tego ZAMOŻNEGO DOROSŁEGO nie przyzna, że czasami jest GŁODNY. Nie przyzna, bo boi się nawet stanąć twarzą w twarz z prawdą: pierwsze zarobione pieniądze w miesiącu wędrują do banku: na raty kredytu; „firmowych” pieniędzy z ledwością starcza na ZUS, podatek i opłaty, a paliwo też trzeba „lać” i ubezpieczenie czasem zapłacić. Uff – w tym miesiącu starczyło nawet na dentystę (że akurat teraz ta plomba musiała wylecieć!). No to co? pożyczmy od znajomej a na obiad ziemniaki „w mundurkach” – przecież tak lubimy!
Tymi „zamożnymi” nikt się nie zajmuje – też są DEFAWORYZOWANI, bo „przecież JAKOŚ sobie radzą”. Nikt ich nie pyta jak to robią, nikt nie pyta czy mają co jeść, czy stać ich na dwie pary butów na zimę. Przecież mają mieszkanie, samochód i firmę – czyli mają „lepiej” niż MY.
Niestety to nie wygląda zwykle tak pięknie jak ich zdjęcia na facebooku. Wstawiają je, żeby samemu sobie udowodnić że „przecież nie jest źle”. A my wolimy „nie wiedzieć”.