Ten wpis zaczął się od mojej mamy…
Wczoraj ze smutkiem w oczach poinformowała mnie, że w telewizji mówiono o „coachingu” i że „znany” psycholog nie zostawił na nim suchej nitki. Wchodząc wieczorem na facebooka zauważyłam ruch na stronach innych coachów i nie musiałam nawet szukać nagrania materiału video, o którym opowiadała mama. Oczywiście coachowie, pod postami zamiast oburzenia zachowywali w komentarzach spokój, wypowiedzi miały wydźwięk merytoryczny i bardzo praktyczny, ale pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to: „kogo chcecie przekonać – samych siebie? – przecież tutaj, macie wśród „znajomych” świadomych idei ludzi, a przed telewizorem siedziała min. moja mama…”. Zaraz po tym pomyślałam: „ale do czego przekonać – do idei coachingu?”
Ponieważ od kilku lat myślę pytaniami, natychmiast zadałam sobie pytanie: a co MNIE przekonało do idei coachingu?
I zaraz napłynęły obrazy…
Pierwszy obraz, to wspomnienie pewnego wywiadu:
Kiedyś, kiedy miałam jeszcze telewizor (a były to czasy nowo-powstałego programu „Miasto Kobiet” w TVN Style), oglądałam wywiad z trzema kobietami, które przeżyły głośne, awaryjne lądowanie samolotu pilotowanego przez (osławionego po tym wydarzeniu) kpt Wronę. Kobietami zaproszonymi do programu były: stewardesa i dwie pasażerki. Każda z nich opowiadała o swoich przeżyciach związanych z reakcją na wiadomość o awarii samolotu. I wtedy w zachwyt wprawiła mnie wypowiedź jednej z pasażerek. Nie pamiętam co dokładnie mówiła, jakimi słowami się posługiwała, ale pamiętam jej postawę z akceptacją sytuacji, jej refleksji dotyczących pogodzenia się z etapem w którym jest. Mówiła o tym, jak jest przygotowana, jak prowadziła życie tak, żeby nie żałować rozstania, żeby być gotową na to co jej przyniesie życie. „Jeśli ma to być teraz – jestem gotowa.”
Byłam zachwycona… zadzwoniłam do przyjaciółki… a ona na to z przejęciem: „też oglądałam, to była Ewa Foley – nie pamiętasz? – ostatnio opowiadałam Ci o niej…” Dopiero wtedy zestawiłam informacje. Dopiero kiedy zobaczyłam jej wizerunek, w zestawieniu z tym, co powiedziała i tym, co o niej wiedziałam przed tym programem – wszystko złożyło się w jedną, spójną całość.
Drugi obraz, to obraz wielowątkowy, ponieważ dotyczył wielu ludzi, od których uczyłam się coachingu, pozytywnego myślenia i kierunku, którego nie jestem w stanie nazwać żadnym słowem. To byli właśnie prawdziwi Wirtuozi Życia. To jak wyglądali, co robili i co mówili było niezwykle spójne. Emanował z nich spokój ale także niezwykła energia, która kojarzyła mi się zawsze z wielką mocą. Zachwycali i inspirowali mnie swoją postawą. Wizerunek i idee szły ze sobą w parze.
Słowo IMAGE ma kilka znaczeń: obraz, wyobrażenie, odwzorowanie, odzwierciedlenie, podobizna, kopia, posąg, posążek, figura, kineskop… IMAGINE znaczy wyobrażać…
Ludzie, którymi się zachwyciłam nie są dla mnie posągowi, nie są figurami, ale ich OBRAZ sprawia, że WYOBRAŻAM sobie siebie lepiej, mam ochotę odwzorowywać i odzwierciedlać ich sposób myślenia… nie chcę być kopią ani podobizną, ale tworzyć swój OBRAZ dający mi spójność myślenia z działaniem. A tego właśnie nauczył mnie coaching – jak „wytrenować” tę spójność.
Dlatego właśnie jestem spokojna o kierunek, z którym kojarzy się „prawdziwy” coaching. Jakkolwiek by go nie nazwać jestem przekonana, że spotkam tam ludzi, którzy będą malować piękne „OBRAZY” ich samych.