Czekałam na Ciebie całe życie. Kiedy byłam mała, wyobrażałam sobie jak będziesz wyglądać. Liczyłam, że u Ciebie zawsze znajdę schronienie. Chciałam odwzajemniać się tym samym – byciem najbliższą istotą pod słońcem. Tylko jeden raz nie żałowałam, że Cię nie ma. Kiedy umarła mama.
Czasami słyszałam, że myśli o Tobie są naiwne i wyidealizowane. Czułam, że z nami byłoby inaczej. W końcu kto, jak nie my? Do dziś widzę nas na wspólnej ławce, w objęciach, ze łzami wzruszenia w gardłach. Radość z tego, że mamy siebie promieniałaby na wszystkich wokół.
Dzisiejsze łzy wyciska żal, że nie było mi dane urzeczywistnić tych wizji. Nie było Cię przy mnie. W wielu momentach, bardziej lub mniej, tęskniłam. Nie mogłam cieszyć się razem z Tobą swoimi największymi sukcesami. Nie upiekłam dla Ciebie ciasta. Nie odwiedzisz mnie na mojej wyspie.
Dzięki Twojej nieobecności uniknęłam kłótni, rozczarowań, niepotrzebnych emocji. Było mi łatwiej podjąć wiele decyzji nie konsultując ich z Tobą. Może dlatego życie nie obdarzyło mnie dziećmi?
„Kimkolwiek jesteś, gdziekolwiek żyjesz, na jakiejkolwiek spotkam Cię drodze, zawsze otwarte moje ramiona przygarną CIEBIE”.
Zwrotka dawnej piosenki, którą śpiewałam na jedynej, nieukończonej pielgrzymce do Częstochowy. W moich uszach brzmi dziś zupełnie inaczej. Kochany bracie, kochana siostro nie wiem kim jesteś, nie wiem gdzie żyjesz, dziś chcę dla Ciebie poświęcić chwilę – chcę dać Ci SIEBIE. Nigdy nie miałam okazji powiedzieć Ci, jak bardzo żałuję, że nie dano Ci szansy na życie. Mamie wybaczyłam, kiedy tylko się o tym dowiedziałam.